fbpx

PAŹDZIERNIKOWA MALTA

Oto kolejna ciekawa relacja z Malty. Tym razem Jagna z humorem opisuje październikowy, rodzinny pobyt na Malcie. Uwielbiamy takie relacje! Czyta się świetnie – polecamy!

***

Naszą podróż na Maltę zaczęłam organizować dość wcześnie, bo bodajże w maju, a wylatywaliśmy wraz z mężem i dwuletnim synem w październiku. Wiedzę na temat tego kraju czerpałam jedynie z bloga maltaigozo, więc w 100% Wam polecam i bardzo dziękuję w tym miejscu za Wszystkie bardzo istotne informacje i maile ze szczegółami dotyczącymi poszczególnych wycieczek.

Organizacją wycieczki zajęłam się sama, aczkolwiek za pośrednictwem biura podróży, tzn. ekonomiczniej wyszło kupić mi bilet lotniczy i osobno pobyt w hotelu za ich pośrednictwem, aniżeli miałabym to zrobić sama (pewnie ze względu na obowiązujące ich zniżki).

Pakując się, w Polsce temperatura nie przekraczała 10 stopni na plusie, a i maltańskie prognozy nie były aż nadto optymistyczne… Czyli oznaczało to, że trzeba wziąć poprawkę na wszystko. Tak też się stało, z tym że jakoś aura za oknem bardziej nam zasugerowała spakowanie długich spodni, aniżeli krótkich;)
I to był kardynalny błąd…

Na Maltę przylecieliśmy w porze mocno wieczorowej, i wcześniej już wykupiłam transfer z lotniska do hotelu (50zł/3os.). Pan czekał na nas o umówionej godzinie, podwiózł pod same drzwi, więc super. Polecam zarezerwowanie takiego transferu chociażby z lotniska do hotelu, ponieważ wychodzi się z lotniska i nasuwa się pytanie „i co dalej???”. Gdyby nie małe dziecko i późna godzina przylotu pewnie byśmy się nie obawiali, ale warunki były jakie były, i transfer się sprawdził w 100%.

Pierwszych 10 dni spędziliśmy w miejscowości Qawra, w hotelu Qawra Point. Co do miejsca… moooocno turystyczne, jak dla nas za mooocno… Hotel ok, pokoje duże, przestronne, cudowny widok z balkonu na ichniejsze narodowe akwarium oraz piękne morze. Teraz uwaga… Temperatura o 22 wynosiła coś ok.23st.C, więc zaczęliśmy sobie zdawać sobie sprawę co nas czeka:) W hotelu nie było klimatyzacji, a wentylatora w sypialni nie włączaliśmy ze wzgl. na małego, więc temperatura plus KOMARY dały nam się we znaki. Koniecznie planując wyjazd na Maltę weźcie wtyczkę na komary, nie dają spać!!!

Pierwszy dzień spędziliśmy na zwiedzeniu okolicy oraz wspomnianego już wyżej akwarium. Świetna sprawa!!! Wstęp kosztował 12E, dzieciaczki za darmo, ale naprawdę warto zobaczyć to miejsce. Akwarium zostało dofinansowane ze środków unijnych, a wraz z nim cudowny plac zabaw dla dzieci, utrzymany w klimacie świata podwodnego, czyli ośmiornica, łódź podowdna, kraby, itd., a wszystko idealnie wykonane w drewnie. Niestety nie prześlę Wam z pierwszych 5-6 dni zdjęć, ponieważ wcięło moją kartę, najprawdopodobniej została w hotelu;/ Dlatego najważniejsze jest kodowanie w głowie obrazów;) Poniżej akwarium znajduje się cudowny, nowoczesny kompleks basenów.

wakacje maltaPoczątkowo patrzyliśmy z góry, bo myśleliśmy, że wejście tam kosztuje horrendalne pieniądze, lecz okazało się (kto pyta, nie błądzi, sic!), że poza sezonem wejście jest za darmo!! CUDO!!! Siedzisz w ekskluzywnym basenie i widzisz morską otchłań i ogromne skały w oddali… Wspaniała restauracja dopełnia całości. Świetne sałatki i przystawki. Ominęliśmy pizze i wszelkie fast foody, bo mieliśmy ich serdecznie dość.

Wyjeżdżając na Maltę, liczyliśmy OGROMNIE na świeże ryby, warzywa i sałatki. Zonk. Tzn. ryby są, owszem, ale wg nas drogie, tzn danie na osobę kosztowało w granicach 17-20 euro, więc sporo. Wybieraliśmy wobec tego pizze i kebaby, bo zdrowotnie odbijało się na nas jeszcze tydzień po przyjeździe;P Jeżeli mam polecić knajpę, która wg mnie serwuje najlepsze tego typu dania, to na pewno to będzie Crepe&Co., a o niej dowiedziałam się z tego bloga właśnie. Przepyszna pizza, lepszej nie jadłam nigdy, koszt to 8-10 euro, ale warta każdych pieniędzy. Również kebab nie pozostawia nic do życzenia. Jeżeli zamówicie kebab na talerzu, ciut droższy, dostaniecie danie, które trudno jest zjeść. Mix mięsa, sałatek, makaronu i kasz. Super! Byłam również w knajpie Sea Shell, również fajna, tylko miejsce takie sobie. Zauważyłam jednak w środku całą grupę Polek, najprawdopodobniej nauczycielek, bo niemiłosiernie obgadywały uczniów;)

malta forumQawra to miejsce ze wspaniałą promenadą, którą chodziliśmy w tą i z powrotem (jakieś 2km w jedną stronę), oraz fajne miejsca do kąpieli. Są miejsca tylko skaliste, ale można też znaleźć plaże piaszczyste. Fajnie jest zabrać z Polski ABC nurkowania, bo ponoć jest co oglądać pod wodą:) Kiedyś spacerując wspomnianą promenadą, dobiegł nas głos końskich kopyt. Wyobraźcie sobie, że środkiem ruchliwej szosy galopowały dwa konie zaprzęgnięte w takie, nie wiem jak to nazwać, na dwóch kółkach z dyszlem, chacha. Przy tym popędzali konie batami i głośno krzyczeli, bezcenne:)))

Dla wszystkich zastanawiających się „wypożyczyć auto czy nie???”, bo i nam się ta myśl kołatała przez dobre 3 miesiące, wg mnie, stanowcze nie. Już tłumaczę odpowiedź… Po pierwszej podróży autem (na szczęście z tamtejszym kierowcą) z lotniska do hotelu, stwierdziliśmy, że Bóg nas uchronił przed wynajęciem auta na własną odpowiedzialność… Lewa strona to pół biedy, ale rondo jedziesz w drugą stronę, chacha!! Jeżdżą szybko, temperametnie, zatrzymują się po bułki, południowcy!

Jeżeli chodzi o komunikację autobusową – SUPER!!! Ani razu nie zdarzyło się nam jakiekolwiek spóźnienie lub brak autobusu. Maltańczycy to przemili ludzie, widząc nas z dzieckiem, od razu ustępowali miejsca (gorzej jak trafi się na typowego turystę..), raz mieliśmy tylko historię, że nas kierowca nie zabrał, bo nasz wózek nie składał się jak typowa parasolka, tylko tak, że w ogóle nie zmniejszał objętości. Od tego czasu, gdy nas proszono o złożenie wózka, mąż krzyczał :”No Option!!” i mogliśmy wejść:)

wakacje na malcieMieszkając w Qawra, na autobus chodziliśmy na dworzec autobusowy, niedaleko od naszego hotelu. Istniała wtedy możliwość wejścia do autobusu, bo zdarzało się tak, że autobus był tak zapełniony już od dworca, że nie zabierał ludzi z kolejnych przystanków. Na co warto zwrócić uwagę, to na to, że we wszystkich autobusach jest klimatyzacja i nasze dziecko załatwiło się pierwszego dnia, bo z temp.30st.C weszliśmy w temp.19st.C i pozamiatane… Potem dołączyliśmy my i reszta naszego pobytu na Malcie wiązała się z silnym kaszlem i katarem.

Gorąco polecamy Mdinę – CUDO-.

malta wakacjeUdało nam się znaleźć tam dwie galerie, z których jedna okazała się być cudowną, ale ceny równie bajeczne;) Była to galeria Henry bodajże i w środku można było znaleźć cudeńka, ręcznie malowane, niemieckiego artysty Toma Hoffmanna. My kupiliśmy do kolekcji pięknego byczka, małego, 23E;) Mdina ma swój urok, cały dzień można chodzić i podziwiać.

Przy okazji snu naszego dziecka, wybraliśmy się również pooglądać Rabat. Ładny, jak każde maltańskie miasto. Tam też mieliśmy okazję się stołować. Generalnie ani nie polecam, ani nie odwodzę… Jak kto lubi, na rogu jednej z ulic jest taka knajpka, z wyglądu masakra i w środku też w sumie, babeczka, która nas obsługiwała miała paznokcie jak czarownica, facet siedział na kanapie, palił fajkę za fajką, ale głód okazał się być silniejszym… Zamówiliśmy sałatkę grecką i spaghetti. O dziwo, wszystko czysto, ładnie podane, woda gratis, a jedno danie bodajże za 5E (jak na Maltę to baaardzo tanio).

Warto pojechać na Blue Grotto, BAJKA!! Woda fluorescencyjna, mąż skakał ze skał, oczywiście rejsik obowiązkowy:) Bardzo dużo nurków i większość z Polski. Knajpa taka sobie, ogólnie nie polecam, szału nie było. Za to przy okazji oczekiwania na skoczka, kupiłam sobie dwie świetne sukienki u pana sprzedawcy obok:) Cena jednej to 10E, więc również się opłacało. No i obowiązkowo zdjęcie z panem z sową:))))

malta atrakcjeWarta opowiedzenia jest historia podróży do wioski Popey’a. Zastosowaliśmy się do wszystkich wskazówek z bloga, mimo to nie obyło się bez mini problemów. Otóż wysiedliśmy na przystanku Skajdra, przeszliśmy na drugą stronę ulicy i czekaliśmy cierpliwie na autobus bodajże 237… Czekaliśmy tak w upale godzinę, patrząc z ogromną zazdrością na ludzi taplających się w cudownej wodzie,mmmmm… Wiedzieliśmy, że wioska Popey’a jest kilometr stamtąd, ale nie mieliśmy pojęcia w którą stronę iść, nawet pan z pobliskiego hotelu nie był w stanie nam pomóc. Czekaliśmy cierpliwie do czasu, kiedy podeszła do nas pewna Angielka i poinformowała nas, że ten autobus nie będzie jechał, bo zawraca na jakimś rondzie…

W tym samym czasie podjechała taksówka i pan zaproponował przejazd do Popey’ów za jedyne 10E:D. Zaczęliśmy się śmiać i mówić mu, że to nie wchodzi w rachubę i kilometr przejechaliśmy za 5E;) Wioska jest super, zwłaszcza dla ludzi z dziećmi. Na ulicach odbywają się inscenizacje, świetni aktorzy, krajobraz iście bajkowy. Kupiliśmy kilka pamiątek, obejrzeliśmy z dwa spektakle, przepłynęliśmy się łódką, zjedliśmy obiad (nie polecamy spaghetti;)) i resztę dnia spędziliśmy na plaży, prawie, że w tamtym czasie prywatnej.

Powrót wypadł nam akurat na sen naszego dziecka, więc postanowiliśmy wracać „z buta”:) Pomysł był przedni biorąc pod uwagę z 40st. w słońcu… Mateusz założył sobie na głowę małego pampersa i wzbudzał tym wśród ludzi ogromne poruszenie:) Po drodze z wioski do plaży Mellieha spotkaliśmy niebywały widok. Otóż w jednym z przydrożnych gospodarstw stały dwa konie. Jak się zbliżyliśmy do ogrodzenia, żeby zobaczyć je z bliska, naszym oczom ukazał się prze-śmieszny obraz. Przed końmi stały dwa olbrzymie wentylatory, chacha! Konie stały i się najzwyczajniej w świecie chłodziły!

Cenna uwaga z wycieczki… Nie zrywajcie tych okrutnych kaktusów!!! Pisała już o tym p. Karolina, podpisuję się pod tym dwiema, a nawet czterema;)))) OBŁĘD!!! Tych mikro-kolców nijak nie idzie wyciągnąć z dłoni, tragedia… Nasza podróż nie skończyła się wraz z końcem drogi z wioski. Postanowiliśmy iść dalej skoro dziecko spało. I w ten sposób doszliśmy do miasta Mellieha (kto był na Malcie wie jaka góra nas czekała), ale wakacje rządzą się swoimi prawami:) Podróż skończyła się w momencie, kiedy zabrakło chodników…

SŁYNNE BLUE LAGOON:)))))

malta wakacjeStandardowo popłynęliśmy standardowym transportem, czyli łódeczką bodajże za 10E. Zawsze, czy to w przypadku tej łódki, czy innych, prosiliśmy o kapoki, jest to wg nas bardzo ważne ze względu na dziecko.

malta relacjaNa miejscu jak to mówią RAJ, tylko że z minimaluśką plażą;) Woda jest boska, przezroczysta, piaseczek, cudo… ale plaża maleńka. I tak, są leżaki, płatne, a można rozłożyć się na plaży, na piaseczku, aczkolwiek nie wszystkim jest „w to graj”. A najgorzej w tej sytuacji spotkać Polaków, którym w raju nie pasuje to, że woda jest za chłodna lub na dnie leży kamień;)  Gdybyśmy byli sami, pokusilibyśmy się o przepłynięcie na drugą stronę tej plaży lub poszukanie w oddali innej. Wiemy, że były, ale niestety z dzieckiem nijak szło tam dojść… Jak wszędzie 3 budki z jedzeniem, piwem i lodami, parasole, muzyczka, nic, tylko się delektować.

malta atrakcjeŻeby nie przedłużać opowieści, chcę wspomnieć, że oczywiście byliśmy i w Sliemie, i w Marsaxlokk, w Paoli również fajne miejsce na zakupy ( i gigantyczne więzienie dla kobiet, brrr), ale nie wiem czy ktokolwiek dotrwa do końca;)
Do Valetty nie dojechaliśmy;( Było tak gorąco i taki tłum w autobusie, że się po prostu nie dało… Mając na uwadze zdrowie naszego dziecka (w tym również psychiczne), odpuściliśmy sobie. Następnym razem:) Chociaż tym następnym razem zdecydowanie wybralibyśmy jako główny cel naszej podróży Gozo, aniżeli Maltę…

W tym miejscu gorąco dziękujemy Kasi i Pawłowi za pomoc w zorganizowaniu noclegu na Gozo. Grace ( w której apartamencie nocowaliśmy) jest przecudowną i przemiłą osobą. Apartament, który wynajmuje jest czyściutki, pralka, żelazko, urządzona kuchnia, super!!! Naprawdę polecamy, na drugi raz jedziemy od razu tam:) Marsalforn to spokojna miejscowość nad morzem, my mieszkaliśmy 10m od plaży. Tam znaleźliśmy to, po co pojechaliśmy na Maltę;P Spokój, ciszę, regionalne jedzenie i naturę!!!

malta blogJeżeli mielibyśmy się wybrać drugi raz w stronę Malty,to 10 dni na Gozo u Grace i 3 dni na Malcie;) Jednym zdaniem… Po Gozo pozostał niedosyt;( Byliśmy mocno zmęczeni podróżowaniem po Malcie i jak w końcu dotarliśmy na Gozo, brakło sił;) Oczywiście zwiedziliśmy w tą i z powrotem Victorię, obowiązkowo byliśmy zobaczyć Azure Window i w zamyśle chcieliśmy poplażować na Ramla Bay (o tym zamyśle za chwilę).

Marsalforn mieści się kilka km od Victorii, ale cały czas w dół, jeśli chodzi o kierunek dojazdowy do Marsalforn, tak więc jak chcieliśmy się wybrać do Victorii, to przechodnie szczerze nam odradzali z wiadomych względów:) Autobusy do Victorii jeżdżą co godzinę, więc tylko trzeba się zorientować w rozkładzie i nie ma problemu. Ale ja się tu tak mądruję, a zawsze czekaliśmy średnio po 30min;) Swoją drogą bardzo logicznie napisane są te rozkłady, jeżeli autobus jeździ 2 razy na godzinę, to zawsze o tych samych minutach, czyli 11.20,11.40; 12.20,12.40, itd. Na Malcie jeżdżą średnio właśnie 2 razy na godzinę, na Gozo raz na godzinę, to tak z moich obserwacji. Chyba jedynie na Blue Grotto jechał raz na godzinę jeżeli chodzi o Maltę.

Coś dla Pań;) Naprzeciw głównego dworca w Victorii mieści się sklep Shana, idźcie tam koniecznie. Ciuchy Stradivariusa, Bershki i wielu innych za grosze. Panowie również mogą znaleźć coś dla siebie, mąż kupił świetne firmowe spodenki za 6E, ale ja za każdą bluzkę z długim rękawem płaciłam średnio 3E:) Dla dzieci nie było nic, ale kilka ulic dalej jest jakaś galeria i tam są fajne lumpki dla dzieci. Na Cytadelę nie dotarliśmy, bo jak wspominał przedmówca Krystiano, full remontów i najnormalniej w świecie nie chciało nam się.

Azure Window… Zdecydowanie ubraliśmy się nieodpowiednio do warunków panujących na dworzu, chacha. Wychodząc z domu było pochmurno, ale będąc na miejscu – Sahara… Widok oszałamiający, ale ilość ludzi również. Tak jak wyczytałam na blogu, cyk selfie i heja naprzód! Cóż, przyjeżdżając w godzinach południowych i popołudniowych, nie można się czego innego spodziewać. Fajnie, że w każdym takim miejscu istnieje możliwość krótkiego rejsiku, więc chwila spokoju i prawie że samotnej obserwacji cudów natury. Wrażenie na nas zrobiły koralowce, ale też np. ogromna skała na górze klifu w kształcie krokodyla, jak to pan kapitan powiedział, COCODRILLO (bo na łódeczce dwóch Włochów było). Bardzo polecam rejsy tymi łódkami, nie są to wielkie pieniądze, a wrażenia oszałamiające.

Tego samego dnia, po powrocie do domu, po raz drugi „kolacjowaliśmy się” w restauracji IL KARTELL.

gozo kuchniaTo, co przeczytaliśmy na blogu jest w 100% prawdą! Restauracja z prawdziwego zdarzenia, nie da się tego opisać. Oczywiście powiedziałam przemiłej pani kelnerce, że my z tego bloga (;)), a ona się zaśmiała i powiedziała, że baaardzo dużo Polaków przychodzi i powołuje się na bloga, więc wieść o naszym dobrodziejcy się niesie:)))) Nie jedliśmy dużych dań obiadowych, tylko antipasti. Ten twardy chlebek z pastą pomidorową…bajka…pieczone bakłażany (pan kelner umiał nazwę wypowiedzieć po polsku,chacha), ichniejszy ser, do tego pyszne wino, tylko i wyłącznie wróciłabym do tamtej knajpy. Uratowała kulinarny honor Malty, mimo tego że to nie Malta, ale mówisz, że byłeś na Malcie;)

gozo wakacjePodczas naszego drugiego i zarazem ostatniego pobytu w tej knajpie, kelnerzy zabezpieczali drzwi i okna deskami, spytaliśmy czy zbliża się sztorm, odpowiedzieli, że jest spodziewany nocą. I tak się stało. W środę rano wydawało nam się, że to już to, że przyszedł, bo wiało niemiłosiernie, a wszystkie knajpy przy promenadzie były zamknięte. To, co zobaczyliśmy w czwartek, przerosło nasze wyobrażenie o tym, jak wygląda sztorm…Obłęd!!!

wakacje gozoNajfajniejsze chwile podczas całego pobytu. Cały dzień biegaliśmy wzdłuż promenady, robiliśmy zdjęcia, filmowaliśmy, bo czegoś tak ekscytującego nie widzieliśmy! Tego samego dnia, wybraliśmy się na Ramla Bay i stamtąd dołączamy najładniejsze zdjęcia z całego naszego pobytu.

gozo wakacjeTo byłoby tyle, nie chcę Was Drodzy Czytelnicy zanudzać, bo pisać mogłabym jeszcze tygodniami. Mam nadzieję, że cokolwiek było dla Was przydatne z tej relacji. W razie jakichkolwiek pytań, służę pomocą. Koniecznie jedźcie na Gozo do Grace i będziecie wniebowzięci:)

Z pozdrowieniami, Jagna, Mateusz i Mariusz:)))))

PS. Muszę dodać, nie stołujcie się w restauracji D’Agosto w Marsalforn. Nam było dane tylko dlatego, że Il Kartell było zamknięte ze względu na sztorm… Tamtejsza pizza dawała mi się we znaki jeszcze 2 dni po powrocie do domu, tragedia!!!!

CHCESZ OPUBLIKOWAĆ TUTAJ WŁASNĄ RELACJĘ Z PODRÓŻY?
NIC PROSTSZEGO!
WYŚLIJ NAM MAILEM TEKST I ZDJĘCIA,
A ZAJMIEMY SIĘ RESZTĄ 😎